piątek, 12 kwietnia 2013

Zdjęcia part 12786845991

No więc jak w tytule... Dodam tutaj parę kolejnych moich (bo mieliśmy przecież zaznaczać wkład własny, toteż właśnie to robię...) zdjęć. :)










niedziela, 31 marca 2013

Y.Y.Y.


Nie wszyscy wiedzą, kim jest Karen Lee Orzołek. Za to wszyscy fani Yeah Yeah Yeahs wiedzą, że to prawdziwe imię i nazwisko wokalistki zespołu - znanej jako Karen O. Polsko brzmiące nazwisko po części sprawiło, że nowojorska grupa Yeah Yeah Yeahs założona w 2000 roku, jest tak dobrze znana w naszym kraju.

Zanim Yeah Yeah Yeahs zaczęło istnieć, Karen wraz z gitarzystą Nickiem Zinnerem, prezentowali folkową muzykę jako duet o nazwie Unitard. Zaś z perkusistą - Brianam Chasem - poznała się kilka lat wcześniej w Oberlin College w Ohio. Jednak dopiero kiedy wspólnie połączyli siły powstała jedna z najbardziej energetyzujących grup grających alternatywny post-punk-rock na świecie.

W wywiadzie dla ABC udzielonym podczas jednej z imprez Summer Stage w Central Parku, członkowie zespołu odkryli tajemnicę pochodzenia nazwy zespołu. Otóż wzięła się od powiedzonka z nowojorskiego slangu, a nie jak niektórzy sądzili - od piosenki The Beatles "She loves you".

Już podczas pierwszej próby zespół napisał parę piosenek, by krótko potem napędzić stracha innym nowojorskim kapelom. Zaczął pojawiać się jako support The Strokes czy The White Stripes. Pod koniec 2001 roku wypuścił debiutancką EP-kę i dalej sprawu potoczyły się lawinowo. W 2002 rok wkroczyli koncertowo - pojawili się na South by Southwest - festiwalu w Austin, następnie z Girls Against The Boys odbyli trasę po Stanach, z Jon Spencer Blues Explosion po Europie, aby już w Wielkiej Brytanii mogli pełnić funkcję gwiazdy wieczoru. Dystrybucją ich małego krążka zajęły się dwa niezależne labele: na Wyspach - Wichita Recordings, za oceanem zaś Touch and Go. Rok 2003 uznają za przełom w karierze, bowiem do sklepów muzycznych trafił ich pierwszy album długogrający "Fever to Tell", który sprzedał się nakładem ponad 750 tysięcy egzemplarzy. Trzeci w kolejności utwór z tej płyty - "Maps" - rozsławił ich jeszcze bardziej, bowiem w teledysku pokazano prawdziwe łzy wokalistki. Karen popłakała się, kiedy jej ówczesny chłopak spóźnił się trzy godziny na nagranie klipu. Z kolei wideo do "Y Control" wyreżyserował sam Spike Jonze, który przez jakiś czas związany był z frontmanką. W październiku 2004 roku zespół wydał pierwsze DVD "Tell Me What Rockers to Swallow", zawierające nagranie z koncertu w The Fillmore w San Francisco, wszystkie dotychczasowe wideoklipy i wiele wywiadów.

W wywiadzie udzielonym magazynowi "NY Rock" Nick Zinner przyznał, że największą bolączką zespołu jest to, że nie potrafią pracować nad nowym materiałem podczas tournée. - Zanim zaczęliśmy jeździć w trasy, wtedy kiedy graliśmy koncert w Nowym Jorku co dwa-trzy tygodnie zawsze mieliśmy jakąś nową piosenkę i to nas napawało dumą - wyjaśniał gitarzysta. - Nikt nie chce grać wciąż tego samego materiału - to zamienia się w jakąś parodię z udziałem zespołu. Dlatego drugi album Yeah Yeah Yeahs ukazał się dopiero w marcu 2006 roku. Jego producentem był Sam Spiegel, który już wcześniej pracował z Karen O. przy tworzeniu piosenki "Hello Tomorrow" do reklamy Adidasa. W wywiadzie dla MTV stwierdził, że miał to być koncept-album o kocie Karen i będzie zatytułowany "Coco Beware", jednak stacja została zmuszona sprostować tę wypowiedź, nie poznając się w pierwszym momencie na żarcie producenta. Sama Karen przyznała w Drowed in Sound, że "Show Your Bones" - bo tak brzmiała prawdziwa nazwa krążka - pokazuje, co się dzieje w sytuacji, gdy wtykasz palec do gniazdka kontaktowego. Pierwszy singiel z tej płyty - "Gold Lion" - krótko po wydaniu znalazł się na 18. miejscu brytyjskiej listy przebojów. Jeden z dziennikarzy muzycznych - niejaki Leah Greenblatt - stwierdził, że kawałek jest zadziwiająco podobny do utworu "No New Tale To Tell" formacji Love and Rockets. I choć rzeczywiście, zarzut był poważny, gdyż kompozycje brzmią bardzo podobnie, Yeah Yeah Yeahs nic sobie z tego robiąc, wyruszyło w długą trasę po Europie i Stanach Zjednoczonych. W grudniu 2006 roku, "NME" uznało "Show Your Bones" drugim najlepszym albumem wydanym w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Zanim pojawiło się trzecie wydawnictwo, Yeah Yeah Yeahs dało jego przedsmak w postaci epki "Is Is" zawierającej pięć utworów, w których trzy pojawiły się wcześniej na DVD oraz krótki film nagrany w GlassLands Gallery na Brooklinie. Wiosną 2009 roku cały świat dostał wiadomość od grupy: "Żyjemy i mamy się dobrze". Trio pracowało nad nowym albumem na farmie w Teksasie. - Teksas jest niesamowity. Tworzenie tam było ucieczką do kreatywności. - tak o powstawaniu "It's Blitz!" opowiedziała Karen w wywiadzie udzielonym "New York Times". - Codziennie przychodziliśmy do studia, w którym czuliśmy się całkowicie odosobnieni. To było swego rodzaju surrealistyczne doświadczenie - otwarta przestrzeń na pustyni i wkoło mnóstwo drzew pekanowych - kilometry drzew pekanowych. Ale to wszystko pozwoliło nam jako zespołowi, dokopać się do naszych korzeni. Grupa przyznaje, że ten album brzmieniowo różni się od poprzednich, ale to wciąż Yeah Yeah Yeahs. Piosenki "Runaway" i "Zero" pojawiły się w drugim sezonie serialu "Plotkara".

Karen O. ma na koncie także inne realizacje muzyczno-filmowe, wspólnie z Peaches i Johnnym Knoxvillem nagrała piosenkę "Backass" do filmu "Jackass 2" oraz pojawiła się na ścieżce muzycznej do produkcji o Bobie Dylanie "I'm Not There. Gdzie indziej jestem". W wywiadach Karen przyznaje się do inspiracji twórczością dadaistów i surrealistów. - Lubię humor, a Dada i surrealizm są częścią mojej ekspresji - na przykład prawdziwe emocje, nietraktowanie wszystkiego na serio i ujawnianie absurdalności świata. To wszystko pozostawia duże pole do interpretacji, ale właśnie ta wrażliwość jest mi bliska - opowiedziała w rozmowie z "New York Timesem". Wrażliwość wrażliwością, ale na scenie Karen zmienia się w pełną buntu, waleczności i seksu tygrysicę. W wywiadzie dla magazynu "Ripple" w listopadzie 2006 Karen przyznała, że nie do końca będąc świadomą, w wieku 18 lat wystąpiła w filmie porno, zaaranżowanym przez ówczesnego chłopaka. I choć wszystko wydaje się temu przeczyć, sama mówi o sobie, że jest nieśmiała.

wtorek, 26 marca 2013

Born Villain


Hej, no więc dzisiaj dla wszystkich "odrobinę" przydługa recenzja płyty Warner'a aka Mansona. No to zaczynamy!


Pierwsze przesłuchanie "Born Villain" daje poczucie deja vu – wszystko w porządku, ale już to na poprzednich albumach grupy słyszeliśmy. Jednak Manson i gitarzysta Twiggy Ramirez, obaj odpowiedzialni za większość kompozycji, tylko pozornie niczym nowym nie zaskakują. Przez ostatnie dwa lata składali rozmaite deklaracje. Zapowiadali album deathmetalowy (nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak mogłoby to brzmieć z histerycznym, wysokim głosem Mansona) lub inspirowany nagraniami Slayera. Ramirez twierdził, że będzie to punkowa wersja "Mechanical Animals", ale pozbawiona pretensjonalności. Potem wreszcie Manson obiecywał, że to będzie płyta zbliżona do tego, czego sam słuchał, zanim zaczął występować na scenie. Powoływał się na Killing Joke, Revolting Cocks, Bauhaus i Birthday Party. 
Paradoksalnie w tym akurat stwierdzeniu jest najwięcej prawdy. I nie tylko dlatego, że "Born Villain" to pierwsza płyta Mansona w wytwórni Cooking Vinyl, dla której kiedyś nagrywali m.in. Bauhaus i Killing Joke. "Born Villain" odkrywa swoje najciekawsze strony podczas kolejnych przesłuchań. Zza zasłony gotyckiego industrialu wyłania się nowofalowy chłód, za to sekcja rytmiczna zaskakuje niemal funkowym brzmieniem. Zimny industrial w stylu Trenta Reznora nagle wybucha gwałtownymi emocjami ("Pistol Whipped"). Mroczne ballady rzeczywiście brzmią jak Mansonowska wersja piosenek Nicka Cave'a. A na sam koniec pojawia się cover "You're So Vain", wielkiego przeboju Carly Simon z początku lat 70. W oryginalnej wersji w chórkach śpiewał Mick Jagger, zaś Manson do współpracy zaprosił Johnny'ego Deppa. Znakomity aktor przyjaźni się z muzykiem od lat, w kwietniu występował z nim nawet podczas rozdania Revolver Golden Gods Awards w Los Angeles. Depp wyszedł na scenę, by zagrać z Mansonem "The Beautiful People" i "Sweet Dreams (Are Made of This)". "Born Villain" to bez wątpienia dzieło inteligentnego artysty. Manson nieraz dawał dowód swojej fascynacji sztuką i poezją. Tym razem odwołuje się w tekstach m.in. do greckiej mitologii czy poezji Charles'a Baudelaire'a (oczywiście w numerze "The Flowers of Evil"). Kluczowy wydaje się jednak zacytowany we wstępie do "Overneath the Path of Misery" fragment "Makbeta": "Życie jest tylko przechodnim półcieniem (...) powieścią idioty / Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą" (przytaczam w przekładzie Józefa Paszkowskiego). Manson wciąż patrzy na świat jako na miejsce zepsute, beznadziejne, przytłaczające. Teksty buduje na zderzeniu piękna i brzydoty, życia i śmierci, wyzywających fantazji i brutalnej rzeczywistości. I wydawać by się mogło, że odwoływanie się do Baudelaire'a i Szekspira jest zbyt prostym kluczem, ale i tak na scenie alternatywnej Marilyn Manson cały czas jest artystą wyjątkowym. Pozostał prowokatorem – to nieodłączny element jego scenicznego emploi. Ale prowokuje jeszcze inteligentniej niż kiedyś.

Na sam koniec po prostu zachęcam Was po prostu, bez zbędnych ceregieli, do przesłuchania. Przede wszystkim dlatego, że naprawdę mamy tutaj do czynienia z czymś innym niż klasyczny "Antichrist Superstar" czy "Sweet dreams". Zdaję sobie sprawę, że pisząc kieruję się wyłącznie własnym subiektywizmem, aczkolwiek uważam, iż naprawdę warto zapoznać się z kolejną odsłoną tego inteligentnego człowieka.
Cały album wstawiłam na samym początku, enjoy. :)

niedziela, 24 marca 2013


"Czasami muzyka, filmy i książki są jedynymi rzeczami, które pozwalają nam odczuć, że ktoś inny doświadcza tego, co my. Zawsze próbowałem dać ludziom do zrozumienia, że jest dobrze, albo i lepiej, jeśli nie scalą się z programem. Użyjcie swej wyobraźni – jeżeli jakiś dziwak z Ohio mógł stać się kimś, dlaczego ktokolwiek inny nie może taki być poprzez siłę woli i kreatywność?"

Brian Warner



sobota, 23 marca 2013

Wszystko i nic

Hej. Mam dla Was dzisiaj parę fotografii, mam nadzieję, że chociaż niektóre przypadną Wam do gustu. Od razu uprzedzam- nie potrafię robić zdjęć. Chwytam w obiektyw momenty, które -moim zdaniem- są  (lub mogą być) przypuszczalnie ciekawe dla oka.








Dobrej nocy! :)

piątek, 22 marca 2013

Dobre, bo... polskie?

# Polska- Ukraina. Mecz. Przegrany. Cóż, specjalnie mnie to nie zdziwiło. Nie lubię polskiej piłki nożnej, skrupulatnie wyłączam ekran za każdym razem gdy "nasi" grają. Nie mówię, że nie lubię tego sportu- wręcz przeciwnie. Jestem fanką Realu i Casillasa, którego mogę oglądać przez cały czas. I mimo, iż nie przepadam -delikatnie mówiąc- za polskim zespołem i tak praktycznie zawsze jestem skazana na oglądanie każdego meczu. Tak to jest jak ma się młodszego brata, który wręcz cały tym żyje. Krzysiu jak nie kopie to gra w Fifę. I nie, nie ma, że leci mój ulubiony serial w telewizji, pogoda czy wiadomości. No cóż. Wracając do poruszonego tematu... Praktycznie każdy portal społecznościowy uniósł się falą krytycyzmu, co zawsze ogromnie mnie bawi. Cóż. Morał tej bajki jest krótki i dobrze znany, zagrajcie z Polakami- sukces murowany! 
Nasz naród w ogóle jest dość specyficzny. Bardzo wiele z nas wręcz gardzi muzyką powstałą w naszym kraju. Jednakże, uwaga! Nie wszystko co polskie oznacza "gorsze"! Dzisiaj chciałabym Wam to udowodnić, skupię się jednak na aspekcie muzycznym. Przedstawię Wam tylko parę, ponieważ zasypiam już wręcz. XD Dodam może jeszcze tylko: kolejność całkowicie przypadkowa.
Dżem: Sądzę, że jest to taki zespół, którego nie trzeba nikomu przedstawiać po raz któryś . :) Po prostu uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!
Happysad: zespół rockowy założony w 2001 roku. Swoją muzykę zespół określa jako regresywny rock, dopełniony charakterystycznymi tekstami. Nigdy nie potrafiłam przekonać się do tego zespołu, właściwie sama nawet nie wiem dlaczego. Mimo, że ostatnio jakoś bardziej mi "przypada" to jednak nigdy nie "oszaleję" chyba na punkcie tego zespołu.
TSA: Jak to określiła moja mama "mają dwa najbardziej znane kawałki". Konkretniej chodziło jej o "Alien" i "51" (utwór ten w ogóle ma dość ciekawą historię). Uważam, że miała sporo racji, aczkolwiek mimo, że grają dość "agresywnie"- warto zapoznać się z ich innymi kawałkami, zachęcam bardzo!
Czesław Niemen: nawet nie wiem co mogłabym tutaj Wam o nim napisać. Jego muzyka sama przez siebie przemawia. Chyba każdy zna chociażby "Dziwny jest ten świat". Człowiek z niesamowitym głosem, zdecydowanie.
Tadeusz Nalepa: uznawany jest za pioniera polskiego bluesa. Jego "Modlitwa" za każdym razem wywoływała ciarki na mojej skórze.


Coma: Mimo, że słyszałam wiele negatywnych opinii o tym zespole- bardzo lubię od czasu do czasu posłuchać sobie kojącego wokalu Roguckiego.
Katarzyna Nosowska, wokalistka zespołu Hey: Styczeń 2008 przyniósł Nosowskiej nagrodę Fenomen Przekroju za „rzadkie wyczucie klasy, ucho do dobrych tekstów, głos do śpiewania i nieprzeciętny nos do współpracowników.” Słowa te doskonale ją opisują moim zdaniem.

Coma, Hey, T.Love, Kult, happysad, Myslovitz, Lady Pank, Republika, IRA, Wilki, Pidżama Porno, SNL, Normalsi, TSA, Tilt, Farben Lehre, Lipali, Akurat, Illusion, Black River, Psychocukier, Dezerter, Brygada Kryzys, Palm Desert, The Bill... Mimo, że nie wszystkie z tych zespołów darzę sympatią to uważam, iż warto jest przesłuchać ich utwory i ukształtować sobie o nich zdanie.

Dobranoc!

wtorek, 19 marca 2013

almost lovers

Hej!
Tak jak obiecałam, wstawiam Wam swoje kolejne nagranie. Nie jest ono zbyt dobre pod względem jakościowym czy technicznym, a ja tym razem parę razy za bardzo zbliżyłam się do mikrofonu, co słychać... Aczkolwiek znowu polegam na Waszej łaskawości. :P
No cóż. Zapraszam do posłuchania. :)


http://ising.pl/nagranie/16o8je366li,A_Fine_Frenzy-Almost_Lover