sobota, 16 marca 2013

M U R

# Zostałam obdarzona gustem muzycznym, który czasami bywa moim przekleństwem. Przede wszystkim dlatego, że charakteryzuje mnie ogromny "głód" na piosenki, które w moim mniemaniu są "dobre". Niestety, czasami ciężko znaleźć jest coś nowego i kreatywnego. Doświadczyłam tego dzisiaj rano, robiąc "przesiew" nowych płyt. Obecnie mamy wszystko, ale co za tym idzie- coraz gorzej jest z poziomem. 

Dzisiaj będzie więc troszkę inaczej. Napiszę Wam o... biograficznej operze rockowej. Mam nadzieję, że brzmi ciekawie. :) No to zaczynamy!
Chyba większość zna (albo i nie?) zespół o intrygującej nazwie: Pink Floyd. Przyznam się szczerze, że ich dzieła są ogromnie trudne do pojęcia, czasami niezrozumiałe i względnie chaotyczne. Album "The Wall" po raz pierwszy przesłuchałam z tatą w gimnazjum. Nie zrozumiałam go prawie wcale, ale -kuriozalnie!- spodobał mi się. Do tego stopnia, że zaczęłam coraz bardziej interesować się tym zespołem. 
Ś   C   I   A  N  A  . . .
No właśnie. "The Wall". Album wyjątkowy pod każdym względem! Według zamysłu Rogera Watersa, który stał się "dyktatorem" grupy, krążek miał być protestem przeciw rockowym koncertom stadionowym, a także wyobcowaniu artysty rockowego oraz metaforycznemu murowi, który odizolował go od publiczności. Mimo głównych założeń w trakcie pisania tekstów i komponowania temat rozwinął się i muzyka powiedziała znacznie więcej. Jak już powiedziałam wcześniej "The Wall" to opera rockowa oparta w dużej części na wątkach autobiograficznych Watersa. Historia opowiada o życiu rockowego muzyka o pseudonimie Pink (od nazwiska Pinkerton). Utwór "Mother" ukazuje dzieciństwo chłopca. Był on wychowywany tylko przez matkę, która w stosunku do niego stawała się ogromnie nadopiekuńcza. Chciałabym tutaj przytoczyć tłumaczenia tej piosenki:
"Ona nie pozwoli ci odlecieć, ale być może pozwoli zaśpiewać
Mama wychowa Cię w cieple i wygodzie(...)
Oczywiście, że mama pomoże Ci zbudować mur".
Wrócmy więc do naszej historii. Ojciec Pink'a zginął na wojnie we Włoszech, podobnie jak ojciec Watersa (utwór "Another Brick in the Wall, part 1- "kolejna cegła muru". Part 2  opowiada zaś o nieludzkiej i nieprzyjaznej szkole, gdzie dzieci maszerują sztywno, przypominając roboty- androidy. Druga część stała się tym samym jednym z najbardziej znanych protest songów rockowych w historii. O młodości muzyka opowiada "Young Lust". Analizując ten utwór możemy dowiedzieć się o jego zwodniczym poczuciu siły. Niestety czas ten doprowadził Pink'a do utraty ideałów ("Goodbye Blue Sky"). Kolejne utwory opowiadają o rosnącym, cegła za cegłą, murze odgradzającym muzyka od świata. Waters porównuje całe to życie do chodzenia po cienkim lodzie ("The Thin Ice"), gdzie każdy następny krok może spowodować jego załamanie. Pierwsza część albumu (jest on podzielony na dwie części, gwoli ścisłości) kończy się piosenką "Goodbye Cruel World" ("żegnaj okrutny świecie"). A propos! Nie ma to nawet najmniejszego powiązania, ale nowa płyta Mansona (o której również napiszę) zawiera piosenkę "Hey cruel world". Nie, nie nawiązuję tutaj do żadnych analogii (broń Boże... XD), aczkolwiek zainteresowanych zapraszam do presłuchania!  Wracając do tematu... Piosenka Floydów jest deklaracją ucieczki od pustego życia, samobójstwa. Dobrze, przejdźmy teraz do drugiej części albumu. Otwiera go ballada "Hey you", w której bohater opowieści śpiewa do samego siebie, z drugiej strony muru. Jest to jego powrót do życia, a jednocześnie do koszmaru, jaki szykuje mu jego wyobraźnia- makabryczne fantasmagorie. W "The Trial" nasz Pink poddawany jest koszmarowi procesu, jaki szykuje mu jego własne szaleństwo. Chciałabym dłużej zatrzymać się na tej piosence, ponieważ jest doprawdy niesamowita. Utwór ten brzmi jak jakiś musical. Nie potrafię opisać słowami geniuszu tej piosenki, wstawię Wam więc tylko kolejny fragment tłumaczenia:
"Zwariowałem
Bujam w obłokach, jestem szalony
Kraty w oknie.
Muszą przecież być drzwi w murze
Którędy tu wszedłem.
Zwariował, buja w obłokach, on zwariował".
Druga płyta zawiera kilka utworów zasługujących na szczególną uwagę. Obok "Hey you", jest to "Comfortably Numb", zawierający spektakularne solo Gilmoura oraz "Run Like Hell", który jest ostatnią próbą wyrwania się bohatera z matni szaleństwa. W finałowej scenie Pink zostaje skazany na zburzenie muru  budowanego przez tyle lat i powrót do życia. Cały świat jest pogrzebany odłamkami walącej się ściany, ale poza nią toczy się normalne życie. Wydawać by się mogło, że takie zakończenie byłoby idealne... Jednakże optymizm ten jest tylko połowiczny. W ostatnich sekundach słychać "isn't it where?" ("czy to nie tu?"), natomiast na początku albumu, w pierwszych sekundach "In the Flesh?" można usłyszeć "we came in" ("zaczęliśmy"). Ten celowy, bardzo przemyślany zabieg ma za cel uświadomienie nam niezniszczalności muru- raz zburzony będzie nadal rósł.


Album ten był olbrzymim sukcesem zespołu, został najlepiej sprzedającą się podwójną płytą w historii muzyki rockowej. "The Wall" stał się jednym z kamieni milowych, jeśli nie grupy, która w tym czasie już się rozpadała, to na pewno muzyki rockowej w ogóle.

A na sam koniec mała niespodzianka, enjoy!

http://www.youtube.com/watch?v=Krq86UiPtIQ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz